wtorek, 24 czerwca 2014

Popsuta waga

Zepsuła mi się waga. Czyżby moja nowa waga ją zszokowała :)? W każdym bądź razie walczyłam z nią dzielnie przez dzień ale niestety, wylądowała w koszu. Zamówiłam kolejną przez Internet. Nosz k...a, zepsuta, nie da się jej włączyć. Zwróciłam. Nie jest mi dane się zważyć :)
Jutro jadę do Rtv Euro Agd i tam kupię coś na miejscu bo już mnie zżera ciekawość ile cyferek pokaże to magiczne urządzenie :)

Wczoraj miał miejsce kolejny sukces. Jakieś 2 lata temu kupiłam sobie spodnie. Strasznie mi się spodobały. Musiałam je mieć mimo, że wchodziły na mnie ledwo,ledwo. Mocniejsze poruszenie nogą mogło spowodować dziurę w kroku :) Więc porzuciłam je w półce licząc w duchu, że będzie to motywacja do schudnięcia. Wygrzebałam je wczoraj. Wchodzą, są dobre, mogę w nich ruszać nogami chce! Sukces!!

W weekend byłam też na zakupach. Bluzki, w których chodziłam jeszcze te parę miesięcy temu są na mnie dużo za luźne. Nie mówię,że wiszą i w ogóle nie mogę w nich chodzić. Ale są luźne, czuje się trochę jak w workach. Odwiedziłam mój ulubiony sklep czyli C&A (chodzę tam bo mają duże rozmiary). I prawie popłakałam się ze szczęścia kiedy okazało się,że nie tylko dział dla puszystych jest dla mnie. Koszulki T-shirt w rozmiarze XL spokojnie na mnie wchodziły. Kiedyś w ogóle się w nie mieściłam. Kolejny sukces :)

Dzisiaj na śniadanie zrobiłam sobie pyszny twarożek (twaróg chudy, troszkę jogurty greckiego, rzodkiewka, pomidor i ogórek). Miałam go też na kolacje i zostało jeszcze trochę na kolejne śniadanie :) Na zdjęciu wygląda to jak papka, a to dlatego, że ja w blenderze rozdrabniam warzywa- tak lubię :)


 Na obiad za kotlety z płatkami owsianymi i startą marchewką. To takie zwykłe kotlety mielone tylko bez bułki tartej. Zamiast niej używamy właśnie płatków owsianych. Nie smażymy ich również na patelni tylko zapiekamy w piekarniku. Na zdjęciu kotleciki z pomidorami i łyżką jogurtu greckiego.


Dzisiaj też trochę zgrzeszyłam. Mianowicie wypiłam piwo. Ostatnio mam ciężkie dni, niedługo czeka mnie trudny egzamin. Staram nie wpędzać się w wyrzuty sumienia bo to do niczego nie prowadzi. Raz na jakiś czas, od jednego piwa nikomu nic się nie stanie :)

Oczywiście codziennie basen i min. godzinny spacer z psem, na którym zahaczam zawsze o siłownie na świeżym powietrzu.

Czuję się wspaniale, naprawdę :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Twarda jak landrynka

Wczorajszy trening był super :) Muzyka w uszach, ciepło, świeże powietrze i brak ludzi. Ćwiczyłam 1,5 h i wróciłam do domu lekka oraz szczęśliwa :)

Dzisiaj waga 109,8 - jestem z siebie dumna. Każdy dzień, każdy nawet najmniejszy spadek wagi przybliża mnie do mojej wymarzonej sylwetki.

Ile chciałabym ważyć? Szczerze, nie wiem. Czuje się trochę jak dziecko, które w sklepie może wybrać sobie coś naprawdę super i nie może się zdecydować. 60,70,80 kg. Nie pamiętam kiedy tyle ważyłam, nie pamiętam jak wtedy wyglądałam. Czasem tylko na zdjęciach widzę siebie chudszą niż teraz. Jednak przy swoich rówieśnikach i tak wyglądałam grubo. Ważąc wtedy np. 70 kg byłam grubasem przy moich znajomych ważących 55-60 kg.
Moim największym celem obecnie jest zejść poniżej 100. Jednak fajniej się ogląda dwucyfrową wagę niż trzycyfrową :) A potem, myślę, że przy moim wzroście 168 to waga 70 kg byłaby taka w sam raz. Aczkolwiek czuję, że jak się rozkręcę to i mniej będzie :)

Dzisiaj dość późno wstałam. Wiadomo, dzień wolny, trzeba się odespać :) Na śniadanie twarożek z pomidorami. Żadna filozofia. Zwykły twaróg + jogurt grecki + pomidory + sól/pieprz. Do tego dwie kromeczki wasy i śniadanko gotowe :) Oczywiście porcja na zdjęciu jest dla min. 2 osób. Ja sama jestem w stanie zjeść 3-4 łyżki tego twarożku bo wasa też zapycha :)


Po śniadaniu spacer z psami. Jeszcze parę miesięcy temu każdy wysiłek był dla mnie męczarnią. Byłam totalnym leniem i wolałam siedzieć przed kompem niż się poruszać. Zresztą po przejściu kilkaset metrów bolały mnie nogi albo kręgosłup. Teraz siedzenie mnie zabija. Mam jakieś ADHD :) 1,5 h na świeżym powietrzu to najlepsze co może być. I psiaki zadowolone :)

Teraz popijam soczek pomidorowy. Z drugiego śniadania zrezygnowałam bo późno wstałam i niebawem będę brać się za obiad. Dzisiaj będzie rodzinny grill. Nie odmówię sobie oczywiście tej przyjemności :) Nie będę jadła oczywiście kiełbasek, karkówek i pieczonego chlebka. Dla siebie przygotowałam dietetyczne szaszłyki z piersi kurczaka + warzywa (cebula, papryka). Nie mogę się doczekać. Zdjęcia wstawię wieczorem:)

Strasznie cieszy mnie to, że zupełnie nie przeszkadza mi to, że ktoś je słodycze czy fast foody. Wcześniej, próbując się odchudzać nie mogłam na to patrzeć. Płakać mi się chciało, że dieta zabiera mi przyjemność z jedzenia tak pysznych rzeczy. Wytrzymywałam parę dni i z utęsknieniem wracałam do swoich słodkości. Teraz? Nie zwracam na to uwagi. W domu są słodycze, jest cola, ciasta bo mamy gości więc wszyscy sobie podjadają. A ja jestem twarda jak landrynka i z uśmiechem popijam sok pomidorowy :) Właściwie to nawet im nie zazdroszczę tego, że mogą to jeść. Tyle cukrów, tyle tłuszczów w tym jest. A niech jedzą :)

Po grillu i szaszłykach oczywiście trzeba trochę poćwiczyć. Biegnę dzisiaj na basen - strasznie się stęskniłam :) Może w drodze powrotnej zahaczę o siłownię na świeżym powietrzu? A wieczorem oczywiście brzuszki.

Miłego dnia Wam życzę :)

środa, 18 czerwca 2014

Dzisiejszy jadłospis

Nie jestem osobą, która lubi śniadania. Wstając rano nie czuje się zupełnie głodna. Musi minąć 1-2h żebym poczuła głód. Wiem jednak, że śniadanie najlepiej zjeść DO godziny po wstaniu. Wtedy organizm ma energię do działania na cały dzień. Staram się jeść coś lekkiego żeby nie obciążać żołądka z rana.

Dzisiejszy śniadanie było spełnieniem moich ostatnich marzeń. Jagody+ jogurt grecki. Można użyć też jogurtu naturalnego. Ja jednak wole grecki bo ma dla mnie łagodniejszy, bardziej neutralny smak i lepszą konsystencje. Wzięłam dosłownie garść jagód i dwie łyżeczki jogurtu. Wszystko razem zblendowałam i tym samym miałam pyszne, lekkie śniadanie :)

Na drugie śniadanie zjadłam sobie jabłko. Akurat dzisiaj nie wymyślałam nic nadzwyczajnego bo miałam inne plany na cały dzień. Jabłko zastępuje też innymi owocami, serkiem wiejskim albo własnoręcznie robionym twarożkiem.


Na obiad natomiast zrobiłam jedno z moich ulubionych dań. Warzywne trio w jajku. Przepis jest prosty. Ja kupuje w Biedronce tzw. warzywne trio (kalafior,brokuł i marchewka). Przyrządzam je według przepisu (można robić je na patelni albo poddusić w specjalnym garnku). Kiedy są już trochę miękkie wrzucam je do naczynia żaroodpornego i polewam jajkiem. Zapiekam do momentu kiedy jajko się zetnie. Oczywiście porcja, którą zjecie zależy od Was. U mnie mniej więcej wygląda to tak: 1/3 opakowania + 1 jedno jajko. Tyle właściwie jestem w stanie zjeść. Jeśli gotuje dla kogoś jeszcze albo robię obiad na 2 dni to zwiększam proporcje :)



Co na kolację? Kolacja u mnie jest bardzo dziwnym posiłkiem ponieważ raz jest raz go nie ma. Wszystko zależy od pozostałych posiłków i po prostu mojego głodu. Dzisiaj jest już taka pora,że zbliżam się pomału do kolacji. I już nawet wiem co sobie zjem. Zjem sobie loda. Oczywiście nie takie zwykłego loda ale zamrożonego Danonka. Jest to świetne rozwiązanie dla osób odchudzających się. Taki mały Danonek ma tylko 79 kcal i może być zarówno podwieczorkiem, kolacją jak i substytutem zwykłego loda :) Oczywiście można robić lody samemu, jest mnóstwo przepisów w necie, szczególnie na te dietetyczne. Też są smaczne i czasem je robię ale na to trzeba mieć już trochę czasu.

Nieprawdą jest, że ostatni posiłek powinien być do godziny 18. Wszystko zależy od tego, o której idziemy spać. Ja jestem nocnym markiem i często siedzę po nocach. Jednak mimo wszystko staram się do godziny 20.00, max 21.00 zjeść ostatni posiłek. Potem piję już tylko wodę. Jeśli w środku nocy robię się głodna i woda już nie pomaga to po prostu piję sok pomidorowy. Jest naprawdę mało kaloryczny i bardzo smaczny :)

Dzisiaj przede mną jeszcze siłownia. Z przyczyn niezależnych ode mnie nie mogę dziś iść na basen. Aż się dziwnie czuję z tym bo to mój pierwszy, może drugi dzień kiedy nie będę na basenie. Niestety, nie przeskoczę tego, a MUSZĘ się poruszać bo mój organizm tego potrzebuje. Za to w każdym dużym mieście jest tzw. siłownia na świeżym powietrzu. Jest to fajna alternatywa dla ludzi, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na zwykłą siłownię. Ja osobiście prócz basenu, jeśli mam czas, korzystam właśnie z takiej siłowni. Słuchawki w uszy i ćwiczę :)  Jak pewnie wiecie, dopiero po 25 minutach ćwiczeń zaczynamy spalać tkankę tłuszczową więc godzina to minimum. A wieczorem, koło 22.00 czekają mnie brzuszki. Zaczęłam co prawda dopiero niedawno bo 2 tygodnie temu ale jestem w stanie ich zrobić około 100-150 dziennie. Jasne, że mogłabym więcej ale pomału chce przyzwyczaić mój organizm niż umierać potem z zakwasami :)

Uciekam się szykować i pędzę na siłownię :) A Wam życzę miłego wieczoru :)

Nie zabraniam sobie niczego!

Dzisiaj rano waga pokazała śliczne 110,1 kg :) Ogromnie mnie to cieszy bo wczoraj rano było 110,9 kg :)
Ktoś może powiedzieć,że to mało ale ja chce chudnąć pomału. Boję się afektu jo-jo i wrócenia do swojej starej sylwetki. Nie o to przecież chodzi.
Kiedy byłam młodsza wydawało mi się,że dieta to dwa liście sałaty dziennie i jedna marchewka :) Byłam pewna, że żeby się odchudzić należy się głodzić bo inaczej to nie da efektów. Chciałam szybko schudnąć, tu i teraz, natychmiast! I wytrzymywałam na takiej głodówce dwa, trzy dni. A potem rzucałam się na jedzenie bo umierałam z głodu. I jadłam, jadłam jadłam. Dziś już wiem, że nie ma czegoś takiego jak dieta. Jest tylko zdrowe odżywianie się. Nie na miesiąc, nie na pół roku, NA ZAWSZE.
I wiecie co mi daje spokój psychiczny? To,że nie zabraniam sobie niczego. Nie wmawiam sobie: nie wolno Ci jeść słodyczy, masz zakaz na chleb, zapomnij o coli. Wcześniej to robiłam i im bardziej myślałam czego mi nie wolno tym bardziej tego chciałam. Teraz tego nie robię. Teraz wiem, że mogę zjeść wszystko ale to co wybiorę zależy ode mnie. MOGĘ kupić sobie paczkę ciastek w sklepie, mój mózg ma zakodowane, że może.....ale on tego NIE CHCE. Na ciastka patrzy ze wstrętem. Za to na widok świeżutkich owoców leci mu ślinka :)
Być może powtórzę słowa, które każdy z nas słyszał nie raz ale teraz wiem, że nie są one bezzasadne. Nasze nastawienie, nasza motywacja, to jak się czujemy zależy naprawdę tylko od nas. Wiem to bo sama tego doświadczyłam. Przez wiele lat nie mogłam zmotywować się do schudnięcia mimo wielu namowom mojej rodziny. Parę razy zaczynałam i za parę dni przestawałam. Nie zdecydowałam się na dietę nawet wtedy kiedy zaczął pobolewać mnie kręgosłup. Nawet nie wtedy kiedy czułam się okropnie w swoim ciele. I nie wtedy kiedy dostawałam zadyszki po przejściu 500 m albo wejściu na pierwsze piętro. Coś musiało mi się przestawić w głowie, coś się tam pomieszać. Bo przyszło to do mnie z dnia na dzień. Jednego dnia podjęłam decyzję, drugiego dnia byłam już diecie, a wieczorem poszłam pierwszy raz na basen. Nigdy nie wytrzymałam ponad 2 miesięcy na diecie. To mój rekord i wiem, że teraz się nie poddam. Bo widzę efekty, widzę jak się zmienia moje ciało i chcę więcej i więcej! Mam w końcu kondycję, mogę chodzić na długie spacery, mogę ćwiczyć, po wejściu nawet na 3 piętro nie dostaje zadyszki :)
Nie korzystałam z porad żadnych profesjonalistów, dietetyków itd. Sama też zaczynam swoją przygodę z dietą dopiero. Uczę się, doświadczam różnych rzeczy, próbuje. Mam też cichą na dzieje, że wśród blogerów znajdę osoby, który zainspirują mnie do nowych dań czy ćwiczeń :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Parę słów na początek

Jakiś czas temu podjęłam męską decyzję- czas zacząć się odchudzać.
Dorośnięcie do tej decyzji trwało parę lat. Ani rodzina, ani przyjaciele, ani nikt inny nie był w stanie wcześniej namówić mnie do zgubienia tych kilkudziesięciu kilogramów nadwagi.
Ale w końcu dojrzałam do tej decyzji sama. Nie wiem nawet dlaczego. Po prostu pewnego dnia stwierdziłam, że biorę się za siebie.
Od dwóch miesięcy jestem na diecie, codziennie chodzę na basen i ćwiczę w domu. Moja waga spadła już o 15 kg :)
A od ilu zaczynałam? Zaczynałam od 125. Obecnie ważę 110 kg i wiem, że przede mną jeszcze bardzo długa droga do wymarzonej sylwetki.
Dlatego właśnie założyłam tego bloga. Mam pełno motywacji. Uwielbiam moją dietę i to, że w końcu jem zdrowo, że w końcu się ruszam i czuje się naprawdę świetnie. Jestem szczęśliwa, że podjęłam w końcu tę decyzję, której przez wiele lat się bałam. Wiem, że to jest MÓJ czas.
Chciałabym dzielić się moimi przemyśleniami w tym wyjątkowym, jakby nie patrzeć, dla mnie czasie :)
Zaczynam!