czwartek, 14 sierpnia 2014

Pogoda brzydka więc bloguje

Pogoda się zepsuła więc jestem :) Kiedy jest ładnie mam dni zapełnione na full więc nawet nie włączam komputera.

Moja waga pokazuje 100,7 :) Także zbliżam się pomału do wagi dwucyfrowej. Nie mogę się doczekać! Obecnie wróciłam nie tylko do mojej wagi z liceum,a wydaje mi się nawet, że jestem chudsza niż wtedy. Jak zaczęłam się odchudzać to cały czas wmawiałam sobie, że muszę wrócić do wagi z LO. To był taki dobry czas w moim życiu, że mogłam góry przenosić więc mi się dobrze kojarzył i moja kondycja też chyba nie była najgorsza. Teraz już wiem, że chce więcej :)))

Jeśli chodzi o jedzenie to staram się nie być monotonna bo wiem, że mi się szybko znudzi. Jednak śniadania od dwóch tygodni wyglądają u mnie tak samo. Nie mogę sobie ich odmówić. Są tak pyszne, że sama ślinka cienkie jak o nich pomyślę. Najlepsze śniadanie ever! O czym piszę? O serku danio z borówkami i nektarynką. A właściwie proporcja raczej wygląda tak: 70% owoców, 30% serka :)



Kocham te śniadanie :) Nie wiem co ja zrobię jak skończy się sezon na borówki i nektarynki :(
Ostatnio też odkryłam na nowo grejpfruty. Od zawsze je lubiłam ale zapomniałam o ich istnieniu. Dlaczego moje kolacje ostatnio wyglądają tak:


Jeśli chodzi o obiady to staram się kombinować. Mam swoje ulubione dania więc je mieszam. Aczkolwiek hitem ostatnio są warzywa na patelnie z jogurtem greckim - takie proste, a takie pyszne :) No i oczywiście moja mama jest mistrzynią gotowania i gotuje mi przepyszne, zdrowe obiadki jak jestem w domu.


Kolejne moje odkrycie to woda z miodem i cytryną, które zresztą widać na zdjęciu powyżej. To właściwie taki mój smak z dzieciństwa. Mój dziadziuś był pszczelarzem więc miód był u nas w domu na porządku dziennym. Między innymi taki napój piłam całe dzieciństwo. Nie ma nic lepszego na upalne dni. Teraz wróciłam do niego z nostalgią. Jest to taki mały substytut słodkich napojów, które uwielbiam ale oczywiście już nie pijam bo wiem, że to syf. I do tego mega kaloryczny.

Od jakiś 2 tygodni chodzę na basen na pełną godzinę. Wcześniej pływałam 45 min, teraz pełne 60 min. Jestem z siebie taka dumna bo jestem w stanie pływać całą tą godzinę, bez odpoczynku na przemian: kraulem, stylem klasycznym i grzbietowym. Nazwałam sobie to moją "męczącą trójką"  :) 

Tak jak pisałam już wcześniej, ostatnio odkryłam rower jako kolejną formę sportu. Staram się jeździć codziennie aczkolwiek nie zawsze mi na to starcza czasu. Jeżdżę oczywiście rowerem na basen ale to w sumie tylko jakieś 2 km w jedną stronę więc jadę tam może 7 min. Moim rekordem póki co było przejechanie naraz 16 km. Pewnie dla niektórych mało ale ja dopiero zaczynam :) Właśnie za chwilę się wybieram :)

Wszyscy mówią mi, że schudłam. To już widać. W sumie 25 kg uciekło :) Cieszy mnie to bardzo. Cieszy mnie też to, że w końcu mogę kupować sobie ciuchy takie jak mi się podobają. W sumie wcześniej nie miałam jakiś większych problemów z ubraniami, jak się chce to można dostać duże rozmiary i to nawet całkiem ładne. Ale teraz mój wybór poszerzył się z dwóch sklepów do kilku. Mój rozmiar to teraz 46/48. Spodnie kupuje jeszcze w rozmiarze 48 bo mam dość szerokie biodra. Natomiast bluzki i wszystkie rzeczy górne to już 46.  Chociaż może przesadziłam z tym, że kupuje. Bo staram się nie kupować gdyż wiem, że za chwilę i tak będą na mnie za duże. Ale ostatnio musiałam, po prostu już musiałam zaopatrzyć się w nowe jeansy. Stare, jeszcze z mojej początkowej wagi wyglądały na mnie koszmarnie, po prostu wszędzie odstawały. Wiem, że te pewnie też za jakieś 2 miesiące będą za duże ale w czymś ten okres muszę przechodzić :)

Sport mi daje takiego powera, że nie wiem dlaczego tak późno go odkryłam. Teraz pędzę na rower (póki jeszcze nie pada). Trzymajcie się!

środa, 30 lipca 2014

Chwila nieobecności

Chwilę mnie nie było. To wszystko przez to,że dużo się działo i była ładna pogoda więc nie chciałam marnować dni na siedzenie przy kompie :)
Co więcej przez jakieś 2 tygodnie moja waga się strasznie wahała. A to spadała,a to rosła. Już byłam załamana, że może coś z hormonami (leczę się na niedoczynność tarczycy). Na szczęście teraz się już wszystko ustabilizowało i jestem kolejne -3 kg na minusie. Dziś waga pokazała 103,3 także jestem taka szczęśliwa :)
Ostatnio takie upały były, że nie chciało mi się kombinować z gotowaniem. Stałam się dość monotonna w swoim jedzeniu. Na śniadanie Danio + 3 kromeczki wasy, na obiad warzywa na patelni + brązowy ryż, w międzyczasie jabłko,grejfrut i duuuuużo wody. Ale ostatnio znów zaczynam coś wymyślać, szukać przepisów żeby mi się nie znudziło.
Oczywiście codziennie basen. Uwielbiam to, szczególnie gdy cały dzień 30 C w cieniu :) Moja kondycja jest już naprawdę bardzo dobra. W większości pływam już kraulem. Na samym początku po 1/3 basenu się dusiłam.
Od jakiś 3 tygodni się zmotywowałam i jeżdżę na basen rowerem, a nie samochodem. Niby mało bo 3 km w jedną stronę ale początkowo było ciężko. Teraz już się przyzwyczaiłam i jak jest tylko pogoda to śmigam rowerem i mam z tego mega radochę :) Mimo,że rok temu kupiłam sobie rower to jeździłam na nim do tej pory może z 3 razy. Nigdy mi się nie chciało, nie miałam też za bardzo siły. Jakiś miesiąc temu odkryłam rower na nowo. Zaczęło się od tego, że się umówiłam ze znajomymi raz,drugi, trzeci żeby pojeździć. Aż w końcu podjęłam decyzję,że będę też jeździć sama na jakieś przejażdżki i na przede wszystkim na basen. Rower to super sprawa, lepsza tysiąc razy niż samochód bo można się porozglądać, pozwiedzać :)
Cieszy mnie też to, że ludzie zauważają moją zmianę. Dużo osób mi mówi, że schudłam, że fajnie wyglądam :)
Ciuchy kupuje już w rozmiarze 46. Znaczy przede wszystkim bluzki. Spodni nie kupowałam ostatnio ale z racji tego, że mam dość szerokie biodra to pewnie będzie to jeszcze 48. Ale w bluzkach można już powybierać :) 46 zdecydowanie jest więcej niż 50 :)
Czuje się naprawdę dobrze. Moja kondycja nie była tak dobra od kilku lat. Sport czyli pływanie też wpływa dobrze na moją psychikę. Wcześniej w to nie wierzyłam i wydawało mi się to śmieszne ale powiedzenie "w zdrowym ciele, zdrowy duch" ale to najprawdziwsza prawda :) Psychicznie czuje się o niebo lepiej, nie wpadam tak często w dołki, nie dołują mnie różne sprawy, nie martwię się tak o wszystko. Po prostu jestem pozytywnie nastawiona do wszystkiego :)
A tymczasem uciekam na basen. Dzisiaj udało mi się nawet namówić mamę żeby poszła ze mną i się troszkę poruszała.
Miłego dnia :)

niedziela, 6 lipca 2014

Bezczynność mnie zabija :)

Ostatnio dni były aktywne więc i waga spadła do 106,4. Szok ale bardzo pozytywny :)
I to wszystko mimo małych grzeszków mianowicie piwek ze znajomymi. Aktywne dni robią swoje.
Kiedyś potrafiłam przesiedzieć cały dzień w domu, często w piżamie. Było też tak, że np. przez 3-4 dni potrafiłam nie wyjść w ogóle z domu. Potem to się trochę zmieniło bo wzięłam psa więc spacerki trzy razy dziennie musiały być odbębnione ale właściwie nic poza tym. Byłam taka zasiedziana, pobolewał mnie kręgosłup, każdy dłuższy spacer powodował zadyszkę. Podziwiałam moich znajomych, że chodzą na długie spacery. Mi się nie chciało, nie miałam ochoty chodzić i się męczyć, wolałam gdzieś podjechać samochodem albo prosiłam żeby ktoś mnie podwiózł. 
Teraz czuje, że wracam do żywych :) Czuje się jak w liceum (to były bardzo dobre lata w moim życiu pod każdym względem, przez jakiś nawet pod względem wagowym), pokonywaliśmy wtedy ze znajomymi kilometry każdego dnia. Przez parę ostatnich dni czułam się tak dobrze, tak wspaniale jak właśnie wtedy. Mam siłę na spacery i to bardzo długie. I to nawet ja jestem osobą, która je proponuje. Parę miesięcy bym się chyba zabiła gdyby mi kazali iść gdzieś dalej. Niby normalna sprawa- chodzenie- ale ja czuje się cudownie, że znów robię to bez większego wysiłku. Potrafię na nogach wyskoczyć do sklepu po parę rzeczy. Wcześniej wolałam podjechać samochodem bo to "za daleko". Teraz nie mogę wysiedzieć w miejscu przez chwilę. Ciągle znajduje sobie coś do zrobienia bo siedzenie przy kompie czy leżenie przed TV po prostu mnie okropnie nudzi. Muszę coś robić. Mam tyle energii, że mogłabym nią obdzielić jeszcze parę osób :)
Ciuchy też pomału zaczynają na mnie wisieć. Ale co mnie cieszy to to, że normalne sklepy zaczynają być dla mnie dostępne. Wcześniej ubierałam się wyłącznie w CA, ewentualnie w FF, dużo ciuchów też kupowałam/ dostawałam z UK bo mam tam rodzinę. Ostatnio była na małym shoppingu i kupiłam sobie spodnie w Top Secret. Ja jak zwykle byłam pesymistycznie nastawiona żeby w ogóle je przymierzać bo była pewna, że 44 będzie za małe. W końcu mama mnie namówiła bo stwierdziła,że takie duże się wydają. Okazało się, że mają zawyżoną rozmiarówkę i 44 to jakieś 46. Okazały się idealne. O takie sobie zwykłe spodnie, na ciepłe dni idealne. Ale sam fakt, że zwykłe sklepy zaczynają być przystępne cieszy :) Prócz tego kupiłam sobie w Croppie buty, strasznie mi się spodobały :) Będę musiała też niedługo kupić nowe jeansy. Bo te co mam trzymają się tylko dlatego, że mam pasek. Inaczej bym miała je na kostkach chyba :)


Mój chleb zrobił furorę wśród rodziny i znajomych. Właściwie od tych paru dni upiekłam kolejne 4 blaszki i za parę godzin go nie ma. Ja zjadłam może ze 2 kromki :) 
Za to dziś moja mama upiekła (na moją zgubę) jagodzianki. Kocham te jej jagodzianki, są pyszne! Ale jestem twarda, zjadłam póki co tylko jedną. Pewnie skuszę się jeszcze na jedną i więcej niet :)
Prócz tego oczywiście codziennie basen. Jakiś czas temu zaczęłam pływać kraulem. To mój wielki sukces bo na początku w ogóle nie dawałam rady. Miałam za słabą kondycje, przepłynęłam pół basenu i się dusiłam pod wodą. Teraz bez większego problemu przepływam cały basen. Teraz ćwiczę żeby udało mi się pływać kraulem tak płynnie jak pływam żabką :)
A teraz uciekam spać bo jutro na 9.00 idę do fryzjera. Przed 8.00 muszę wstać. Z racji wakacji 8.00 to dla mnie BARDZO wczesne rano. Jak ja wstanę? To jest bardzo dobre pytanie :)
Miłej nocy :)

środa, 2 lipca 2014

Chleb bez mąki

Kupiłam wagę :) Dzisiejsze ważenie pokazało: 107,8. I'm happy!!
Pomału zbliżam się do mojej wagi z liceum czyli jakieś 98 kg. Na zdjęciach wydaję mi się,że całkiem nieźle wtedy wyglądałam :) Aczkolwiek i teraz wyglądam lepiej niż przed dietą, wiadomo :)
Ostatnie dni były bardzo aktywne. Egzaminy na uczelni, w weekend impreza ze znajomymi i nadrabianie zaległości domowych spowodowanych sesją. Oczywiście w sobotę trochę pogrzeszyłam. Wypiłam parę piw i zjadłam 2 kawałki pizzy. Nie potrafię sobie tego odmówić kiedy jestem ze znajomymi. Głupio tak siedzieć o "suchym pysku" i patrzeć jak oni jedzą albo piją. Na szczęście chyba już wyrosłam z robienia sobie wyrzutów sumienia i biczowania się za to. Po prostu w niedziele wróciłam normalnie do swojej diety :) Cieszę się,że udaje mi się w taki właśnie sposób funkcjonować. Kiedyś nie jadłabym na imprezie albo na drugi dzień głodziła się "za karę". Dziś już wiem,że nic mi nie będzie. Wręcz odwrotnie, dobrze to wpływa na moją psychikę. Jednocześnie nie ograniczając się wiem też, że takie dni nie mogą zdarzać się za często. Taki dzień jest jeden, wyjątkowy, raz na jakiś czas. Ale jest i daje mi to poczucie jakiejś tam wolności :) Żeby było śmieszniej, po imprezie zamiast przytyć, moja waga wskazywała 0,1 kg mniej. Nie wiem jak to się stało hahaha :) Całkiem możliwe, że to zasługa basenu i brzuszków, które mimo planów na wieczór musiały być zrealizowane przed imprezą.
Poza tym zamówiłam sobie dietę od Ewy Chodakowskiej na biebio. Czytałam na paru blogach, że jest świetna (no chyba, że to była reklama). Mnie jakoś nie powaliła. Niektóre rzeczy wydają się całkiem całkiem ale niektóre są za bardzo wymyślne. Jest parę dań, które mi się spodobały i na pewno je wypróbuje ale szału nie ma. Moja dieta (którą dostałam od znajomej mojej mamy) jest moim zdaniem o wiele prostsza i mniej wymyślna. Oczywiście urozmaicam ją bo ile można jeść to samo :) Szukam różnych dietetycznych przepisów w Internecie, na blogach i zamieniam posiłki. Nie lubię jeść monotonnie. Jeszcze śniadania albo kolacje przeżyję ale codziennie ten sam obiad- nie!
Z racji tego, że jestem po sesji mam trochę wolnego czasu. Dzisiaj postanowiłam upiec chleb. Oczywiście chleb dietetyczny i bez mąki. Przepis znalazłam TU. Właściwie większość z tych rzeczy miałam w domu bo jadam je na co dzień. Musiałam kupić tylko masło klarowane i syrop klonowy. Wczoraj sobie wszystko przygotowałam i dziś upiekłam. Póki co stygnie. Wyszedł tak jak poniżej.


Może nie wygląda jak w przepisie ale i tak jestem z siebie dumna. Ja nigdy nie lubiłam gotować. Praktycznie w ogóle tego nie robiłam. Zawsze ktoś robił to za mnie albo po prostu jadało się na mieście. Do tej pory nie jest to czynność, którą kocham. Nie jest to moje hobby tak jak np. dla mojej mamy. Ale teraz gotuje bo wiem, że chce jeść zdrowo. Ta myśl sprawia mi przyjemność, nie samo gotowanie. Więc upieczenie przeze mnie chleba jest chyba największym moim wyczynem. Moi znajomi od paru tygodni łapią się za głowę kiedy wysyłam im zdjęcia swoich potraw: co się z Tobą stało!? Ty i gotowanie,pieczenie?!. Także jestem z siebie dumna :)
Teraz zbieram się na spacer z psem. Wynagradzam mu moją "nieobecność" przed i w trakcie sesji. Więc chodzimy na długie spacery do parku :) Potem obiad, dzisiaj ryż z gotowanymi warzywami (kiedyś nienawidziłam gotowanych warzyw, teraz mogłabym je jeść tonami!). 
Wieczór oczywiście basen. Uwielbiam pływać. Jak wychodzę z basenu to dopiero czuje, że żyję. Nie jestem zmęczona tylko czuje każdy mięsień i lubię to uczucie. Cieszę się, że po wielu latach odkryłam ponownie basen. Kiedyś też chodziłam bardzo często ale potem przytyłam i wstydziłam się założyć kostium. Przemogłam się dopiero parę miesięcy temu. Stwierdziłam, że trudno. Najwyżej ktoś mnie wyśmieje i tyle. Najważniejsze żebym w końcu schudła. Było to dla mnie naprawdę duże wyzwanie bo strasznie się wstydziłam i przez parę dni walczyłam ze sobą żeby w końcu ten lęk pokonać. Pierwszy raz poszłam z duszą na ramieniu. Ale okazało się, że jest fajnie. Nikt się nie przygląda, nikt się nie śmieje. Co więcej, okazało się, że na basen chodzi bardzo dużo osób z nadwagą. Właściwie większość to ludzie, którzy mają trochę za dużo ciałka. Nie każdy wygląda w kostiumie jak ze Słonecznego Patrolu :) Teraz uwielbiam basen, wpisał się w mój stały harmonogram dnia i nie wyobrażam sobie, że coś mogłoby się zmienić :)
Miłego dnia!

wtorek, 24 czerwca 2014

Popsuta waga

Zepsuła mi się waga. Czyżby moja nowa waga ją zszokowała :)? W każdym bądź razie walczyłam z nią dzielnie przez dzień ale niestety, wylądowała w koszu. Zamówiłam kolejną przez Internet. Nosz k...a, zepsuta, nie da się jej włączyć. Zwróciłam. Nie jest mi dane się zważyć :)
Jutro jadę do Rtv Euro Agd i tam kupię coś na miejscu bo już mnie zżera ciekawość ile cyferek pokaże to magiczne urządzenie :)

Wczoraj miał miejsce kolejny sukces. Jakieś 2 lata temu kupiłam sobie spodnie. Strasznie mi się spodobały. Musiałam je mieć mimo, że wchodziły na mnie ledwo,ledwo. Mocniejsze poruszenie nogą mogło spowodować dziurę w kroku :) Więc porzuciłam je w półce licząc w duchu, że będzie to motywacja do schudnięcia. Wygrzebałam je wczoraj. Wchodzą, są dobre, mogę w nich ruszać nogami chce! Sukces!!

W weekend byłam też na zakupach. Bluzki, w których chodziłam jeszcze te parę miesięcy temu są na mnie dużo za luźne. Nie mówię,że wiszą i w ogóle nie mogę w nich chodzić. Ale są luźne, czuje się trochę jak w workach. Odwiedziłam mój ulubiony sklep czyli C&A (chodzę tam bo mają duże rozmiary). I prawie popłakałam się ze szczęścia kiedy okazało się,że nie tylko dział dla puszystych jest dla mnie. Koszulki T-shirt w rozmiarze XL spokojnie na mnie wchodziły. Kiedyś w ogóle się w nie mieściłam. Kolejny sukces :)

Dzisiaj na śniadanie zrobiłam sobie pyszny twarożek (twaróg chudy, troszkę jogurty greckiego, rzodkiewka, pomidor i ogórek). Miałam go też na kolacje i zostało jeszcze trochę na kolejne śniadanie :) Na zdjęciu wygląda to jak papka, a to dlatego, że ja w blenderze rozdrabniam warzywa- tak lubię :)


 Na obiad za kotlety z płatkami owsianymi i startą marchewką. To takie zwykłe kotlety mielone tylko bez bułki tartej. Zamiast niej używamy właśnie płatków owsianych. Nie smażymy ich również na patelni tylko zapiekamy w piekarniku. Na zdjęciu kotleciki z pomidorami i łyżką jogurtu greckiego.


Dzisiaj też trochę zgrzeszyłam. Mianowicie wypiłam piwo. Ostatnio mam ciężkie dni, niedługo czeka mnie trudny egzamin. Staram nie wpędzać się w wyrzuty sumienia bo to do niczego nie prowadzi. Raz na jakiś czas, od jednego piwa nikomu nic się nie stanie :)

Oczywiście codziennie basen i min. godzinny spacer z psem, na którym zahaczam zawsze o siłownie na świeżym powietrzu.

Czuję się wspaniale, naprawdę :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Twarda jak landrynka

Wczorajszy trening był super :) Muzyka w uszach, ciepło, świeże powietrze i brak ludzi. Ćwiczyłam 1,5 h i wróciłam do domu lekka oraz szczęśliwa :)

Dzisiaj waga 109,8 - jestem z siebie dumna. Każdy dzień, każdy nawet najmniejszy spadek wagi przybliża mnie do mojej wymarzonej sylwetki.

Ile chciałabym ważyć? Szczerze, nie wiem. Czuje się trochę jak dziecko, które w sklepie może wybrać sobie coś naprawdę super i nie może się zdecydować. 60,70,80 kg. Nie pamiętam kiedy tyle ważyłam, nie pamiętam jak wtedy wyglądałam. Czasem tylko na zdjęciach widzę siebie chudszą niż teraz. Jednak przy swoich rówieśnikach i tak wyglądałam grubo. Ważąc wtedy np. 70 kg byłam grubasem przy moich znajomych ważących 55-60 kg.
Moim największym celem obecnie jest zejść poniżej 100. Jednak fajniej się ogląda dwucyfrową wagę niż trzycyfrową :) A potem, myślę, że przy moim wzroście 168 to waga 70 kg byłaby taka w sam raz. Aczkolwiek czuję, że jak się rozkręcę to i mniej będzie :)

Dzisiaj dość późno wstałam. Wiadomo, dzień wolny, trzeba się odespać :) Na śniadanie twarożek z pomidorami. Żadna filozofia. Zwykły twaróg + jogurt grecki + pomidory + sól/pieprz. Do tego dwie kromeczki wasy i śniadanko gotowe :) Oczywiście porcja na zdjęciu jest dla min. 2 osób. Ja sama jestem w stanie zjeść 3-4 łyżki tego twarożku bo wasa też zapycha :)


Po śniadaniu spacer z psami. Jeszcze parę miesięcy temu każdy wysiłek był dla mnie męczarnią. Byłam totalnym leniem i wolałam siedzieć przed kompem niż się poruszać. Zresztą po przejściu kilkaset metrów bolały mnie nogi albo kręgosłup. Teraz siedzenie mnie zabija. Mam jakieś ADHD :) 1,5 h na świeżym powietrzu to najlepsze co może być. I psiaki zadowolone :)

Teraz popijam soczek pomidorowy. Z drugiego śniadania zrezygnowałam bo późno wstałam i niebawem będę brać się za obiad. Dzisiaj będzie rodzinny grill. Nie odmówię sobie oczywiście tej przyjemności :) Nie będę jadła oczywiście kiełbasek, karkówek i pieczonego chlebka. Dla siebie przygotowałam dietetyczne szaszłyki z piersi kurczaka + warzywa (cebula, papryka). Nie mogę się doczekać. Zdjęcia wstawię wieczorem:)

Strasznie cieszy mnie to, że zupełnie nie przeszkadza mi to, że ktoś je słodycze czy fast foody. Wcześniej, próbując się odchudzać nie mogłam na to patrzeć. Płakać mi się chciało, że dieta zabiera mi przyjemność z jedzenia tak pysznych rzeczy. Wytrzymywałam parę dni i z utęsknieniem wracałam do swoich słodkości. Teraz? Nie zwracam na to uwagi. W domu są słodycze, jest cola, ciasta bo mamy gości więc wszyscy sobie podjadają. A ja jestem twarda jak landrynka i z uśmiechem popijam sok pomidorowy :) Właściwie to nawet im nie zazdroszczę tego, że mogą to jeść. Tyle cukrów, tyle tłuszczów w tym jest. A niech jedzą :)

Po grillu i szaszłykach oczywiście trzeba trochę poćwiczyć. Biegnę dzisiaj na basen - strasznie się stęskniłam :) Może w drodze powrotnej zahaczę o siłownię na świeżym powietrzu? A wieczorem oczywiście brzuszki.

Miłego dnia Wam życzę :)

środa, 18 czerwca 2014

Dzisiejszy jadłospis

Nie jestem osobą, która lubi śniadania. Wstając rano nie czuje się zupełnie głodna. Musi minąć 1-2h żebym poczuła głód. Wiem jednak, że śniadanie najlepiej zjeść DO godziny po wstaniu. Wtedy organizm ma energię do działania na cały dzień. Staram się jeść coś lekkiego żeby nie obciążać żołądka z rana.

Dzisiejszy śniadanie było spełnieniem moich ostatnich marzeń. Jagody+ jogurt grecki. Można użyć też jogurtu naturalnego. Ja jednak wole grecki bo ma dla mnie łagodniejszy, bardziej neutralny smak i lepszą konsystencje. Wzięłam dosłownie garść jagód i dwie łyżeczki jogurtu. Wszystko razem zblendowałam i tym samym miałam pyszne, lekkie śniadanie :)

Na drugie śniadanie zjadłam sobie jabłko. Akurat dzisiaj nie wymyślałam nic nadzwyczajnego bo miałam inne plany na cały dzień. Jabłko zastępuje też innymi owocami, serkiem wiejskim albo własnoręcznie robionym twarożkiem.


Na obiad natomiast zrobiłam jedno z moich ulubionych dań. Warzywne trio w jajku. Przepis jest prosty. Ja kupuje w Biedronce tzw. warzywne trio (kalafior,brokuł i marchewka). Przyrządzam je według przepisu (można robić je na patelni albo poddusić w specjalnym garnku). Kiedy są już trochę miękkie wrzucam je do naczynia żaroodpornego i polewam jajkiem. Zapiekam do momentu kiedy jajko się zetnie. Oczywiście porcja, którą zjecie zależy od Was. U mnie mniej więcej wygląda to tak: 1/3 opakowania + 1 jedno jajko. Tyle właściwie jestem w stanie zjeść. Jeśli gotuje dla kogoś jeszcze albo robię obiad na 2 dni to zwiększam proporcje :)



Co na kolację? Kolacja u mnie jest bardzo dziwnym posiłkiem ponieważ raz jest raz go nie ma. Wszystko zależy od pozostałych posiłków i po prostu mojego głodu. Dzisiaj jest już taka pora,że zbliżam się pomału do kolacji. I już nawet wiem co sobie zjem. Zjem sobie loda. Oczywiście nie takie zwykłego loda ale zamrożonego Danonka. Jest to świetne rozwiązanie dla osób odchudzających się. Taki mały Danonek ma tylko 79 kcal i może być zarówno podwieczorkiem, kolacją jak i substytutem zwykłego loda :) Oczywiście można robić lody samemu, jest mnóstwo przepisów w necie, szczególnie na te dietetyczne. Też są smaczne i czasem je robię ale na to trzeba mieć już trochę czasu.

Nieprawdą jest, że ostatni posiłek powinien być do godziny 18. Wszystko zależy od tego, o której idziemy spać. Ja jestem nocnym markiem i często siedzę po nocach. Jednak mimo wszystko staram się do godziny 20.00, max 21.00 zjeść ostatni posiłek. Potem piję już tylko wodę. Jeśli w środku nocy robię się głodna i woda już nie pomaga to po prostu piję sok pomidorowy. Jest naprawdę mało kaloryczny i bardzo smaczny :)

Dzisiaj przede mną jeszcze siłownia. Z przyczyn niezależnych ode mnie nie mogę dziś iść na basen. Aż się dziwnie czuję z tym bo to mój pierwszy, może drugi dzień kiedy nie będę na basenie. Niestety, nie przeskoczę tego, a MUSZĘ się poruszać bo mój organizm tego potrzebuje. Za to w każdym dużym mieście jest tzw. siłownia na świeżym powietrzu. Jest to fajna alternatywa dla ludzi, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na zwykłą siłownię. Ja osobiście prócz basenu, jeśli mam czas, korzystam właśnie z takiej siłowni. Słuchawki w uszy i ćwiczę :)  Jak pewnie wiecie, dopiero po 25 minutach ćwiczeń zaczynamy spalać tkankę tłuszczową więc godzina to minimum. A wieczorem, koło 22.00 czekają mnie brzuszki. Zaczęłam co prawda dopiero niedawno bo 2 tygodnie temu ale jestem w stanie ich zrobić około 100-150 dziennie. Jasne, że mogłabym więcej ale pomału chce przyzwyczaić mój organizm niż umierać potem z zakwasami :)

Uciekam się szykować i pędzę na siłownię :) A Wam życzę miłego wieczoru :)