czwartek, 19 czerwca 2014

Twarda jak landrynka

Wczorajszy trening był super :) Muzyka w uszach, ciepło, świeże powietrze i brak ludzi. Ćwiczyłam 1,5 h i wróciłam do domu lekka oraz szczęśliwa :)

Dzisiaj waga 109,8 - jestem z siebie dumna. Każdy dzień, każdy nawet najmniejszy spadek wagi przybliża mnie do mojej wymarzonej sylwetki.

Ile chciałabym ważyć? Szczerze, nie wiem. Czuje się trochę jak dziecko, które w sklepie może wybrać sobie coś naprawdę super i nie może się zdecydować. 60,70,80 kg. Nie pamiętam kiedy tyle ważyłam, nie pamiętam jak wtedy wyglądałam. Czasem tylko na zdjęciach widzę siebie chudszą niż teraz. Jednak przy swoich rówieśnikach i tak wyglądałam grubo. Ważąc wtedy np. 70 kg byłam grubasem przy moich znajomych ważących 55-60 kg.
Moim największym celem obecnie jest zejść poniżej 100. Jednak fajniej się ogląda dwucyfrową wagę niż trzycyfrową :) A potem, myślę, że przy moim wzroście 168 to waga 70 kg byłaby taka w sam raz. Aczkolwiek czuję, że jak się rozkręcę to i mniej będzie :)

Dzisiaj dość późno wstałam. Wiadomo, dzień wolny, trzeba się odespać :) Na śniadanie twarożek z pomidorami. Żadna filozofia. Zwykły twaróg + jogurt grecki + pomidory + sól/pieprz. Do tego dwie kromeczki wasy i śniadanko gotowe :) Oczywiście porcja na zdjęciu jest dla min. 2 osób. Ja sama jestem w stanie zjeść 3-4 łyżki tego twarożku bo wasa też zapycha :)


Po śniadaniu spacer z psami. Jeszcze parę miesięcy temu każdy wysiłek był dla mnie męczarnią. Byłam totalnym leniem i wolałam siedzieć przed kompem niż się poruszać. Zresztą po przejściu kilkaset metrów bolały mnie nogi albo kręgosłup. Teraz siedzenie mnie zabija. Mam jakieś ADHD :) 1,5 h na świeżym powietrzu to najlepsze co może być. I psiaki zadowolone :)

Teraz popijam soczek pomidorowy. Z drugiego śniadania zrezygnowałam bo późno wstałam i niebawem będę brać się za obiad. Dzisiaj będzie rodzinny grill. Nie odmówię sobie oczywiście tej przyjemności :) Nie będę jadła oczywiście kiełbasek, karkówek i pieczonego chlebka. Dla siebie przygotowałam dietetyczne szaszłyki z piersi kurczaka + warzywa (cebula, papryka). Nie mogę się doczekać. Zdjęcia wstawię wieczorem:)

Strasznie cieszy mnie to, że zupełnie nie przeszkadza mi to, że ktoś je słodycze czy fast foody. Wcześniej, próbując się odchudzać nie mogłam na to patrzeć. Płakać mi się chciało, że dieta zabiera mi przyjemność z jedzenia tak pysznych rzeczy. Wytrzymywałam parę dni i z utęsknieniem wracałam do swoich słodkości. Teraz? Nie zwracam na to uwagi. W domu są słodycze, jest cola, ciasta bo mamy gości więc wszyscy sobie podjadają. A ja jestem twarda jak landrynka i z uśmiechem popijam sok pomidorowy :) Właściwie to nawet im nie zazdroszczę tego, że mogą to jeść. Tyle cukrów, tyle tłuszczów w tym jest. A niech jedzą :)

Po grillu i szaszłykach oczywiście trzeba trochę poćwiczyć. Biegnę dzisiaj na basen - strasznie się stęskniłam :) Może w drodze powrotnej zahaczę o siłownię na świeżym powietrzu? A wieczorem oczywiście brzuszki.

Miłego dnia Wam życzę :)

1 komentarz:

  1. Cześć, przeczytałam wszystkie czerwcowe notki i jestem pod wrażeniem :)
    Możesz być z siebie dumna, wszystko wskazuje na to, że jesteś ...na nowej drodze życia! Trzymaj tak dalej, gratuluję tych 16 kilogramów, leć dalej Landryno;)

    OdpowiedzUsuń